Siódemka to szczęśliwa cyfra. Bardzo szczęśliwa w tym roku. No właśnie, bo już po raz siódmy Stowarzyszenie Obywatelskie Saska Kępa (dalej SOSK) zorganizowało Bal Saskiej Kępy! Już nie musieliśmy myśleć, kombinować, gdzie-co-jak, bo „na bank” mamy zaklepane stałe miejsce do balowania w PROM-ie! Kto nie wie, co znaczy ten skrót, ten kiep. PROM-em obecnie zawiaduje niezmiernie życzliwa nam Pani Dyrektor Maria Juszczyk. Dziękujemy!!
Ciut nieklawo wychodziło nam z terminem Balu, bo to zaraz po Sylwestrze (finanse!), a tuż przed feriami (dzieciaki!) i karnawał (ciasno!) w tym roku. Ale udało się. Sobota 23 stycznia sprezentowała nam piękną zimową aurę, którą mogliśmy podziwiać przez okna PROM-u.
Fikuśne zaproszenia na Bal projektowała dla nas – jak co roku – Klementyna Margolis z łódzkiego ASP.
A sam Bal? Po prostu – i jak zawsze - było fantastycznie, było cudownie! Stawiła się liczna reprezentacja Naszej Kochanej Dzielnicy plus Jej Sympatycy. Dowodziła tą całą watahą Szefowa naszego Stowarzyszenia Ania Popkowska-Bilińska, która przywitała gości uroczystym przemówieniem, przerywanym licznymi oklaskami. Odczytano elektroniczne pozdrowienia od Witka Wilewskiego z Kanady. I choć tym razem Witek był daleko, to serce już dawno i na zawsze zostawił na Kępie.
Jak co roku, Stowarzyszenie zadeklarowało część funduszy balowych dla Domu Małego Niewidomego Dziecka przy ulicy Obrońców. Do tej akcji przyłączył się również nasz Fotograf Sławek Chelis.
Na Balu nie dostrzegliśmy celebrytów, dziennikarzy czy polityków, za to wielką, zwartą społeczność „saskokępiaków” - jak mawia Witek, czy jak ich zwie „Majcher” - „saskersów”.
Pan Didżej, ksywka „Kędzierzawy”, puszczał nam (pomny nauk Witka) stosowną muzykę z lat 60-tych, czyli haleje, bony-emy i różne fajne kawałki. Nieopatrznie poprosiłem go o „Watermelon Mana”, ale pomyślał, że to może jakaś prowokacja i nie puścił jazzowych fanaberii.
Siostra Witka Basia Wilewska-Bober porzuciła swego męża Andrzeja na konkurencyjnej imprezie Gali BCC i dała smugę na prawdziwy Bal – na Kępę, po to, żeby przypomnieć jak się tańczyło prawdziwego rock and rolla. Zaliczyliśmy więc z Basią parę ostrych kawałków na parkiecie.
„Pućka” Szabłowska dyskretnie obserwowała klimat muzyczny Balu i chyba nie zanotowaliśmy żadnej większej wpadki. Uffffff. Dało się odczuć pustkę na parkiecie z powodu niespodziewanej absencji Pana Prezesa Kurowskiego.
W tym roku nie odbyły się wybory Królowej Balu, bo „abonament” na najbliższe lata wykupiła (ode mnie...) Elunia Szramowska – asekuracyjnie, bo mogłaby polec, z powodu ostrej konkurencji w osobach Izy Sewerynik, Ewci Gójskiej oraz licznej reprezentacji młodzieżowej, chociażby takiej jak „krew z mlekiem” Dorotki Śliwskiej czy prześlicznej Izy Popkowskiej.
My tu gadu gadu, a gdzie opis grupy Wojtka „Walerka”? Spoko, byli obecni, jakżeby nie! Przede wszystkim Tomek „Bańka” Bańkowski, Tomek Holc, Maciek Lipski i uwaga!... Władek Dadas! Wszyscy chcieli z Władkiem pogadać - był też pretekst, żeby golnąć sztakanik pysznego winka prosto z Majorki. Autor podarował Władkowi tableaux (po polsku „tablo”) ze zdjęciami ludzi z Kępy plus historyczny „papirus” Władka z roku....1971! Ale ten czas ucieka! Owo „tablo” w formacie plakatu było fragmentem wystawy Witka ze Święta Saskiej Kępy 2015. Teraz też ludzie rozpoznawali z łezką w oku swoje facjaty z lat szczęśliwości i „szlifów” na Francuskiej. Trzeba będzie dorobić jeszcze wiele odbitek na przyszłość dla zainteresowanych. A specjalnie dla Władka – egzemplarz „Alfabetu Saskiej Kępy”.
Ania Jenike - jeśli już na chwilę musiała zejść z parkietu, gdzie szalała – to tylko dla kontroli w/w „sekcji” - nie było jednak żadnych skarg. Potwierdzała tę opinię coraz to młodsza z Balu na Bal - Zosia Staniszewska i i jej mąż Krzysztof.
Grupa Czesia Kity – jak co roku bardzo zwarta i autonomiczna – bawiła się rewelacyjnie. Mieniły się eleganckie krawaty i mrugały do nas dostojne muszki męskie, ale fikuśne kapelusiki karnawałowe prezentowali tylko Jurek Sewerynik i Stefan Popkowski.
W środku sali wyróżniała się liczna grupa rodziny Monikowskich - z Basią, „Tuśką”, Wieśkiem i ich dziećmi Ewą i Michałem – czołowymi tancerzami Balu. Ach ta młodość...
Ten młodzieżowy entuzjazm stonował - jak zawsze zrównoważony - Krzysiek Kaltenberg, wspomagany przez Familie Kurczewskich i Twardowskich. „Twardy” był spokojny, bo wiedział, że w razie jakiejś – nie daj Boże - politycznej draki, może dać smugę na Obrońców... Ale już na początku Balu „szefowa” Ania stanowczo zabroniła jakiekolwiek agitacji politycznej, tak więc nieformalne grupki mogły - nomen omen - spiskować tylko na parkiecie w pobliżu Pana Didżeja – tam było głośno i na salę nie dochodziła żadna szeptanka...
Radość była wielka, gdy wypatrzyliśmy w tłumie Elę z domu Świątek – co za niespodzianka! Nie szkodzi, że z mężem..... Ela ma dar parapsychologii i wiedziona niezawodnym instynktem z Francuskiej, przybyła na Bal zza granicy „on time”! Brawo Ela!