„Sekcja samochodowa” czyli Witek Szenk i super elegancki Marek Trzaskowski - choć ciut dalej od parkietu, ale z familią pp.Krzyżanowskich, doskonale się bawiła – ale... nie sprzedali żadnego auta – byli na Balu zupełnie prywatnie. W tej sytuacji nagroda główna dla Królowej Balu - „Honda-Gold-Luna-Explorer” przeszła na rok następny.
Wojtek Gójski zrezygnował ze swojej afgańskiej czapeczki (ech ta polityka...) i w parzystym roku prezentował nam nakrycie głowy, chyba z Mandżurii – taka miniaturowa jurta z antenką.
Ewcia Gójska już bez czapeczki, ale z szałową fryzurą „dawała ognia” na parkiecie!
Obecna na Balu była delegacja z Komorowa w osobach Małgosi i Jurka Janczaków. A propos Komorowa: niestety, nie było w tym roku Komorowskiej-Grupińskiej Ani - w sobotni wieczór pewnie piła już swoje pierwsze „mojito” w Hawanie.
Z daleka byli widoczni liczni przedstawiciele Klanu Ambroziewiczów z jego seniorem Jankiem i „Ziuńką” na czele.
Brazylijskie siostry Lenczewskie z Żoliborza reprezentowała w tym roku tylko młodsza siostra, Wandzia – zresztą żona Gadzia.
Wypatrywaliśmy Pani Hani Bakuły, ale podejrzewam, że obowiązki towarzyskie zatrzymały Ją na Gali BCC. Zabrakło też Pana Redaktora Iwaszkiewicza - zawsze nam w prasie życzliwego – coby skrobnął miłe słówko o nas. Żałujemy, ale takie czasy – są przecież rzeczy ważne i ważniejsze...
Brakowało nam bardzo Mateusza Mroza, ale pustkę tę z powodzeniem wypełniła niezawodna grupa z Alzackiej i Złoczowskiej, której dzielnie sekundowała sąsiedzka ekipa koleżanki Manickiej.
Obowiązki akademickie zastopowały w Poznaniu „protoplastę” naszych Bali, Staszka Majcherczyka. Drugi „ojciec chrzestny” naszych Bali, Janek Grupiński, też nie mógł wpaść do nas, ale On nie miałby szans, żeby nie skosztować przysmaków bufetu - Janek dzielnie walczy ostatnio na ostrej diecie.
Kogo jeszcze w tym roku zabrakło? Kilku osób: Wojtka Kuczyńskiego, Andrzeja Cieszkowskiego, Małgosi Gurkau, Ewci Przedpełskiej, Małgosi Barylskiej. Zaległości do odrobienia - czekamy na nich za rok.
Księga Pamiątkowa była wyłożona na wysokim stoliku – liczne wpisy, pochwały i wklejki tam się znalazły. Reklamacje i uwagi? A jakże, były i takie, odbierane werbalnie na miejscu. Ale „abonamentowe” - bo od tych samych osób co roku – tym razem krzesła nie pasowały, brak było listy gości i coś tam jeszcze...
Pan Fotograf uwijał się jak w ukropie – nasze liczne facjaty są do weryfikacji. Zrobiono – pierwszy raz w historii Bali – cudne zdjęcie grupowe!
Alkoholowo zarządziliśmy „bar szwedzki” tzn. każdy pilnował (albo i nie) swojej flaszki, a bufet serwował rozmaite pyszności na ciepło!
Lata robią swoje i jak mawia Witek „nobody gets any younger”, więc na przyszły Bal będziemy chyba nosili plakietki z nazwiskami, albo z „ksywkami”. Sorry, ale tak trzeba na wszelki wypadek...
Podsumowując, nasz Bal – jak co roku - był super-hiper, atmosfera przyjazna, ludzie wspaniali.
Nie zmogła go konkurencyjna imprezka zorganizowana w tym samym czasie przez nuworyszy w „Sułtanie”. Tam było o wiele taniej, ale myślę, że marniej, bo choć tylko po 5 dych od głowy (skąpcy!), to chyba nikt z naszej ekipy tam nie zjechał po Balu „na dobitkę”!
Kochani, tyle zapamiętałem z naszego Balu. Trzymajcie się! Do zobaczenia za rok!
Wojciech „Gadzio” RadomskiWarszawa - styczeń 2016 SASKA KĘPA GÓRĄ!!