11 aktualna temperatura 7 °C
ciśnienie 1018 hPa pm2.5 7 μg/m3
Wspaniałe powietrze! wilgotność 45% pm10 8 μg/m3

Szlak zapomnianych rzeźb


Choć zdecydowana większość atrakcyjnych miejsc i intrygujących historii związana jest ze starszą częścią Saskiej Kępy, to okazuje się, że i w miejscach pomijanych przez przewodniki znaleźć można coś interesującego. Taką ciekawostkę stanowić mogą ukryte w podwórkach osiedli mieszkaniowych, nieco zapomniane i trochę tajemnicze rzeźby plenerowe.

Jeszcze niedawno nie miałem nawet świadomości ile tych rzeźb w ogóle istnieje. Kojarzyłem przede wszystkim dwie – przy ul. Międzynarodowej postać leżącą (dziś wiem, że to „Wiosna” Teresy Brzóskiewicz) oraz w pobliżu skrzyżowania ul. Zwycięzców i Międzynarodowej postać stojącą („Majestat wszechżycia” Ryszarda Wojciechowskiego). Udało mi się dotrzeć jedynie do dwóch źródeł. Pierwsze to wyłącznie fotorelacja ze spaceru na blogu „Fenomen Warszawy”, a drugie to artykuł naukowy pt. „Humanizacja przestrzeni miejskiej. Rzeźba plenerowa w Warszawie w latach 70. XX wieku” autorstwa dr Katarzyny Chrudzimskiej-Uhery zawarty w publikacji pokonferencyjnej pt. „Rzeźba w architekturze”. Dzięki temu artykułowi wiem już kiedy rzeźby powstały (koniec lat 70.), gdzie się znajdują (pas „Osiedli Młodych”) i w jakim celu je zrealizowano (uzupełnienie planowanych, acz niezrealizowanych stref wypoczynku, handlu, etc.). Dzięki zebranym informacjom mogę śmiało napisać – te rzeźby od początku miały pecha. Pierwotnie zaplanowano je jako element kompletnej wizji przestrzeni publicznej, z której zrealizowano głównie blokowiska. Nie sprzyjała im też sytuacja gospodarcza – np. cokoły wykonano przeważnie z betonu, choć według pierwotnych założeń miały być obłożone marmurem lub elementami ceramicznymi.

Rzeźby te stanowią dziś zatem jeden z nielicznych zachowanych elementów niezrealizowanego kilkadziesiąt lat temu planu. Należy brać to pod uwagę oceniając ich dzisiejszą sytuację. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że te, które trafiły na Saską Kępę (Międzynarodowa, Al. Stanów Zjednoczonych, Afrykańska) i tak mogą liczyć na przychylniejszy odbiór niż te zrealizowane w ramach tego samego planu innych częściach miasta. Tym niemniej rzeźby pozostają jakby zapomniane – rozmawiałem o nich z kilkoma znajomymi z ul. Międzynarodowej – nikt nie wie skąd się wzięły, jaka była geneza ich powstania oraz kto jest ich autorem. Często nie jest jasne, co niektóre z nich przedstawiają. Nie ma informacji o tym, kto dziś odpowiada za ich stan – praktycznie wszystkie są zaniedbane, przynajmniej część w stanie wymagającym pilnej konserwacji. Jednocześnie panuje przekonanie, że gdyby spróbować wokół nich dobrze zorganizować przestrzeń, to miałyby one szansę na to, aby wreszcie spojrzano na nie życzliwszym okiem.

Podzielam ten punkt widzenia. Zdaję sobie sprawę z tego, że uratowanie i godne wyeksponowanie wszystkich rzeźb może być trudne. Wiem, że odczuwa się brak entuzjazmu dla ponoszenia nakładów na ratowanie rzeźb, szczególnie, gdy są one nieczytelne dla odbiorcy. Uważam jednak, że wśród zachowanych prac nie brakuje przykładów interesujących. Gdyby po konserwacji część rzeźb ustawić w innym miejscu, zadbać o pobliską zieleń, postawić ławeczkę oraz skromną tabliczkę z tytułem i nazwiskiem twórcy, to nagle mogłoby się okazać, że pomysł na „humanizację przestrzeni publicznej” w ten sposób sprawdza się. Tym bardziej, że są to właściwie jedyne elementy dekoracji plastycznej w tej części Saskiej Kępy, a jednocześnie stanowią dowód, że rzeźba w mieście to nie tylko pomniki, ale też dzieła plenerowe, które mogą pomóc w prawidłowym kształtowaniu przestrzeni publicznej. Przecież jeszcze niedawno niemal nikt nie zwracał uwagi na saskokępski „Plon”, a i znajdujące się na Ochocie „Lecące łabędzie” mieszkańcy ul. Grójeckiej woleli zapewne omijać z daleka.


Pierwszy krok, który należałoby wykonać, to pobudzenie zainteresowania mieszkańców i władz samorządowych. Zajmować przychylne stanowisko wobec tych rzeźb byłoby łatwiej, gdybyśmy uświadomili sobie jakie nazwiska stoją za tymi pracami (jak choćby wspomniani już Teresa Brzóskiewicz i Ryszard Wojciechowski). Po drugie musimy wiedzieć, że czasem w sytuacji estetycznego dramatu możliwe jest przeprowadzenie takich zmian, które całkowicie odmieniają przestrzeń – jak np. remont wokół wspomnianej rzeźby na Ochocie. To jest przykład konkretnej zmiany, jaka już dokonała się w tamtej dzielnicy.


Po trzecie wreszcie – trzeba uświadomić sobie, że te rzeźby jeszcze niedawno wyglądały dużo lepiej. Niestety poza tym, że w naturalny sposób zbiera się na nich brud, to dodatkowo są one niszczone przez wandali, przede wszystkim poprzez bezładne „malunki”. Wystarczy rzucić okiem na zamieszczone niżej archiwalne zdjęcia.


Chciałbym zachęcić wszystkich Czytelników do przejrzenia aktualnej fotorelacji oraz wymiany pomysłów, co można w tej sytuacji zrobić. Uważam, że niezależnie od naszej oceny tych prac, nie powinniśmy zgadzać się na to, by zostały całkowicie zapomniane. Kilka z nich zostałoby w ten sposób skazanych na kompletną dewastację – np. te, które stoją w osamotnieniu, zaledwie kilka metrów od siatek odgradzających parkingi, na trawnikach wykorzystywanych jedynie przez okoliczne psy. A może dla kilku takich rzeźb znalazłoby się po prostu godniejsze miejsce?



Tadeusz Rudzki

Wszystkich zainteresowanych tematem rzeźb na osiedlach mieszkaniowych zachęcam do uczestnictwa w organizowanym przez Muzeum Warszawy spacerze pt. „Rzeźba między blokami”, który odbędzie się 29 czerwca 2014. Poprowadzi go p. dr Katarzyna Chrudzimska-Uhera, autorka wymienionego w tekście artykułu i zdjęć archiwalnych, a jednocześnie osoba której zawdzięczam pomoc w zbieraniu informacji na potrzeby tego tekstu.