Przypomnijmy krótki zarys historyczny. Pierwszy bal miał miejsce w roku 1994 - w Klubie "Horyzont" - po lewej stronie Wisly. Drugi - w Klubie "Nimfa" - już "po właściwej" stronie Wisły, przy Wale Miedzeszyńskim. Trzeci - w klubie w Parku Skaryszewskim. Czwarty - w Klubie Revita.
Zaczęły się starania, podania do władz gminy Praga Południe. Tu spotkaliśmy się z pełnym poparciem dla naszego pomysłu - zwłaszcza u zawsze życzliwej nam Pani Dyrektor Wasiak. Szkoda tylko, ze nie mogła osobiście zaszczycić balu. Dostaliśmy od Niej "carte blanche" i mogliśmy już ostro zacząć działać.
Zaczęły się pytania. A ile nas może się stawić? Sto? Sto pięćdziesiąt? Dwieście? Jaka forma, jaki catering, jakie fundusze, jaka muzyka, ochrona, szatnia, Jaki wystrój - mieliśmy trochę plakatów i zdjęć ze Święta Saskiej Kępy w maju 2012. Dorobiliśmy jeszcze powiększenia starych zaproszeń na bale, duże zdjęcia przyjaciół oraz plakaty i rożne fajne grafiki. Wydrukowaliśmy też w formacie A1 "Alfabet Saskiej Kępy". Zaproszenia zaprojektowała nam gratisowo Pani Margolis z łódzkiej ASP.
Ruszyła machina poczty pantoflowej, a dyżury co czwartek w "Sułtanie". Wieść gminna się niosła po Warszawie. Dlatego po Warszawie, bo cześć saskokępian wyniosła się na Żoliborze, Mokotowy, poza miasto, a nawet za ocean. Ale nasi “emigranci” na wieść o balu sprężyli się, zebrali fundusze, zakupili bilety i stawili się na czas. Była obawa, ze wylądują gdzieś w Poznaniu czy Berlinie, bo akurat była zadyma śnieżna. Ale spoko. I Elka "Blada" z Hiszpanii i Witek Wilewski z Toronto wylądowali tego samego dnia po południu.
Mieliśmy swoich barmanów, swoją zwariowaną kapelę "Kokobend". Głosy Jerry Lee Lewisa, Chuck Berry'ego czy Elvisa przypomniały nam stare dobre czasy i nawet Pućka Szabłowska nie zgłaszała zastrzeżeń. Mało tego - pochwaliła repertuar.
Hania Bakuła nic nam nie zdążyła namalować - czekamy na jakiś mały szkic z balu.
Wypatrywaliśmy Redaktora Iwaszkiewicza, a jakże, był, ale wpadł tylko na kwadrans - może gdzieś miłe słówko - jak to zwykle czynił - skrobnie o nas.
Prosto z wykładów z Poznania przybył Profesor Staszek "Majcher" Majcherczyk - organizator poprzednich balów SK. Razem z szefową Stowarzyszenia Anią Popkowską-Bilińską wygłosili powitalno-sentymentalną mowę - ech, łza się w oku zakręciła.
Ania Jenike chciała swoje piec groszy dorzucić, ale akurat w tym momencie mikrofon oddał ducha. Swoją niespożytą energię wyładowała potem na parkiecie.
Pilnie rozglądaliśmy się za Jolą Hibner, naszym człowiekiem z Europarlamentu - ale chyba w Brukseli napadało więcej śniegu niż na Kępie i samolot nie wyleciał. Do następnego balu, Jolu!
Szkoda też wielka, ze nie zjawiła się, awizowana Ania Grupińska - pewnie by nam parę słów w suahili zadedykowała.
Nasz dyżurny Kanadol, Witek Wilewski, nie dal ani na chwile odsapnąć muzykantom, faszerując ich przebojami dinozaurów z lat 60. Chłopaki trochę słabo kojarzyli, ledwo zipali, ale w końcu załapali o co idzie i nie dali plamy, ku uciesze coraz liczniejszej grupy na parkiecie. Siostra Witka, Basia Wilewska-Bober pokazała młodszej generacji jak się tańczy rocka - na wszelki wypadek męża zostawiła w domu.
Ewcia Gójska zapomniała, że to nie śnieżny stok w Santa Cristina I nogę w kolanie skręciła. Ale za to Jej mąż Wojtuś chyba się właściwie rozgrzał przed balem, bo w tłumie tylko śmigała jego orientalna czapeczka.
Nierozłączna czwórka Twardowscy i Kamieńscy deliberowała niedaleko parkietu, ale Małgosia i tak zdążyła pokazać wszystkim mistrzowską klasę tańca.
Ela Szramowska pretendowała do tytułu królowej balu, ale "Jury d'Apelle" było bezwzględne i nie pozwoliło utrzymać tego tytułu po raz drugi.
Cała rodzinka Kaltenbergów prezentowała się dostojnie I wspaniale.
Prezes Kurowski w ogóle nie schodził z parkietu - z baru donoszono mu energetyczne napoje, żeby wytrwał.
Zosia i Krzysiek Staniszewscy razem z dwoma pokoleniami Mrozów byli widoczni w trzech miejscach naraz - tak się dobrze bawili.
Hania Faryna-Paszkiewicz być może zebrała jakiś nowy materiał do swojej kolejnej książki o Kępie - kto wie, kto wie - czekamy.
Grupę brazylijską reprezentowały dwie siostry Ania i Wandzia Lenczewskie wraz z super przystojniakiem z Sao Paulo - Egonem.
Fotoreporter Mateusz ze Szkoły Filmowej uwijał się ze swoimi kamerami. Bez obawy - materiał przeszedł przez autocenzurę.
Urodziwi barmani z "Lemona", studenci Grzesiek i Nikodem podparli się cud-dziewczyną, Klementyną, która, zapatrzonym w nią facetom nawet czystą colę serwowała jako "single malt". Chłopaki i tak uwijali się jak w ukropie, dając ukojenie wyschniętym na parkiecie gardłom "saskersów".
Witek Szenk - rzecz jasna, po paru drinkach - chciał ogłosić darmowe losowanie najnowszej Hondy, ale go cudem powstrzymaliśmy. Motywował, ze chciał zrobić dobry początek w firmie w Nowym Roku.
No działo się, kochani, działo się dużo. Organizatorzy spisali się na medal - bufet był bogaty i smaczny, nie zabrakło nawet - to akurat na czasie - ruskich pierogów... Pochwały, uwagi i krytyki zamieszczono w księdze pamiątkowej. Te werbalne odbierano na miejscu.
Nie było na naszej zabawie żadnych grup ani frakcji - wszyscy ze wszystkimi gadali, popijali i namiętnie tańczyli na profesjonalnym parkiecie. Panowała atmosfera wielkiej sympatii - uściskom, wspomnieniom i anegdotom nie było końca.
A wiec Kochani - do następnego balu - na pewno damy znać!
Wojciech "Gadzio" Radomski
Zapraszamy również do obejrzenia fotorelacji Piąty Bal Saskiej Kępy.