Reporter TVN Warszawa Lech Marcinczak zauważył w basenie przy Wale Miedzeszyńskim kabel, który leżał wzdłuż jednej z krawędzi. Właściciel obiektu zapewnił, że kabel nie był pod napięciem.
Odwiedzający basen przy ul. Wał Miedzeszyński 345 zostali narażeni na niebezpieczeństwo. Zdaniem reportera, nawet jeśli nie ma ryzyka porażenia prądem, o kabel można się na przykład potknąć. Kable znajdują się tuż przy krawędzi basenu w kałużach wody, a dzieci po niej biegają lub nawet w niej się bawią. Do tego metr nad wodą, do schodów, ktoś przypiął rozgałęziacz. To na pewno nie spełnia standardów bezpieczeństwa i może doprowadzić do tragedii – dodaje Lech Marcinczak.
Biuro basenu potwierdziło, że kabel nie był pod napięciem. W związku z tym, że zaczął on budzić wątpliwości wśród odwiedzających, został usunięty. Był używany przed przyjściem gości przez jednego z pracowników, ale później nie został zwinięty. Nie było jednak zagrożenia dla użytkowników basenu, bo był odłączony od prądu – mówi Kazimierz Mierzejewski z biura basenu.