11 aktualna temperatura 7 °C
ciśnienie 1018 hPa pm2.5 7 μg/m3
Wspaniałe powietrze! wilgotność 45% pm10 8 μg/m3

Z pamiętnika chłopaka ze starej Kępy, który ruszył w świat...

Z mamą przed kościołem na Nobla. Wielkanoc 2000 rok.

W ramach swej pracy miałem od czasu do czasu wyjazdy zagranice. I tak np. w 1992 roku wysłany byłem do Kopenhagi na odbiór urządzeń zakupionych przez nas od duńskiej firmy Turblex dla jednej z miejskich oczyszczalni ścieków, a w 1998 do Krakowa, jako jeden z ekspertów światowej Federacji Środowiska Wodnego (Water Environment Federation), aby doradzić tamtejszym władzom jak przeciwdziałać zanieczyszczeniu sztucznego zbiornika wodnego na rzece Rabie w Dobczycach. Częstotliwość tych moich zagranicznych wyjazdów zwiększyła się znacznie od 2002 roku, kiedy to zostałem przedstawicielem Kanady w Grupie ISO (International Standards Organization czyli Międzynarodowej Organizacji ds. Standardów) opracowującej międzynarodowe standardy dotyczące oceny pracy zakładów Przed naszą szkołą z dawnymi szkolnymi kolegami i koleżankami podczas jednej z moich wizyt na Kępie. Po środku Basia Twardowska (Kardasiewicz) a po jej prawej stronie ja. 2002 rok. wodnych oraz kierowania nimi (Assessment of Performance and Management of Water Utilities). Spotkania naszej międzynarodowej Grupy Technicznej odbywały się, bowiem na całym świecie przez okres pięciu lat. W Europie w takich miastach jak Paryż, Wiedeń, Berlin czy Walencja, ale także w San Juan – Porto Riko, Deajeon – Południowa Korea, Punta del Este - Urugwaj, Pretoria – Południowa Afryka, Tokio – Japonia i innych. Przy okazji każdego z tych wyjazdów starałem się, jeśli tylko było to możliwe, wpaść do mamy na Zakopiańską. Do wszystkich europejskich miast, gdzie odbywały się nasze spotkania leciałem zawsze przez Warszawę i zatrzymywałem się tam choćby na jeden dzień. Lecąc natomiast do Johannesburga w Południowej Afryce, skąd samochodem zabierano mnie później do Pretorii, miałem przesiadkę w Amsterdamie. Zrobiłem więc tam sobie przerwę w podroży i poleciałem na weekend do Warszawy, aby spędzić go z mamą na Kępie.

W Sułtanie (obecnej Masce) z sasko-kępską kolezanką z młodych lat Irenką Kracer. Rok 2001. Wszystko w życiu ma jednak swój początek i koniec. W październiku 2007 roku odeszła od nas w wieku 93 lat także i moja mama. Z najbliższej rodziny została mi więc w Warszawie tylko siostra Basia, zatem przy okazji swych kolejnych wizyt w Warszawie zawsze ją odwiedzam. Choć Basia mieszka obecnie na Bielanach, ja w czasie tych wizyt większość czasu spędzam jednak na Kępie.

Od kiedy w Polsce skończyły się rządy komunistów i nastała demokracja, nastąpiły tam duże zmiany zarówno w życiu ludzi i ich mentalności, jak i w wyglądzie kraju. W gospodarce zaczęły dominować wielkie międzynarodowe firmy i biznesmeni z dużymi pieniędzmi, a Warszawa stała się podobna do innych zachodnioeuropejskich miast z centrami handlowymi, wysokimi biurowcami i wielkimi reklamami znanych firm. Nawet nasza Saska Kępa, która za czasów PRL-u nie była nigdy eksponowana z uwagi na jej głównie inteligencką społeczność, uległa tym postępującym wciąż zmianom. Dawny Stadion Dziesięciolecia zastąpiony został nowoczesnym Stadionem Narodowym, a ulica Francuska obfituje dziś w niezliczoną ilość kawiarenek, pizzerii i restauracji z wychodzącymi na ulice ogródkami. Stała się ona teraz miejscem wizyt mieszkańców innych dzielnic Warszawy. Odbywają się tam też co roku obchody Święta Saskiej Kępy, które przyciągają nie tylko rdzennych sasko-kępiaków czy warszawiaków, ale także gości z innych miast Polski, a nawet i z zagranicy.

Ze starymi sasko-kepskimi przyjaciółmi państwem Kamieńskimi (wgłębi koło mnie) i Twardowskimi Na Piątym Balu Saskiej Kępy. Rok 2013. Stara Kępa to znaczy ta po obu stronach Francuskiej od Ronda i Alei Waszyngtona do Międzynarodowej z jednej strony i zakola Wału Miedzeszyńskiego z drugiej, pozostała jednak prawie niezmieniona. Spacerując wiec podczas moich wizyt po Kępie, czuje się tam wciąż tak jak za dawnych młodych lat. Jedyną różnicą jest to, że bardzo rzadko spotykam tam teraz dawnych kolegów. Część z nich już tam bowiem nie mieszka, a inni niestety poumierali. Żyjący wciąż starzy sasko-kępiacy, odczuwają jednak sentyment do swej dzielnicy oraz dawnych przyjaciół z Kępy. Z tych odczuć narodził się pomysł organizacji balów Saskiej Kępy, na których spotykają się ludzie z Kępy naszego pokolenia, a ostatnio także i ich dzieci. Dotychczas odbyło się pięć takich balów. Mnie udało się zaliczyć trzy. Pierwszy w 1994 roku, czwarty w 2001 i piąty w 2013.

Zima w Toronto (widok z wejścia do naszego domu). Rok 2013.

Wiosna w Toronto (widok z tylu naszego domu). Rok 2013. Ponieważ wkrótce zamierzam skończyć już swą pracę w Kanadzie i przejść na zasłużoną emeryturę, będę mógł odwiedzać Saską Kępę jeszcze częściej. Starzy koledzy sugerują nawet, żebym wrócił na stare lata do kraju i zamieszkał na stałe na Kępie. Może tak bym i zrobił, ale problemem jest tu nasz syn Wojtek. Opuścił on Polskę jako dziecko i od tego czasu nigdy tam nie był. Tu skończył szkołę oraz studia i jest obecnie nauczycielem. Uczy on imigrantów języka angielskiego. Wojtek, choć nigdy nie zmienił swego polskiego nazwiska, ani nawet imienia na bardziej angielskobrzmiące, jest typowym Kanadyjczykiem - lubi hokej i piwo, ma swoją rodzinę i samych kanadyjskich kolegów. Tak więc do Polski on już raczej na stałe nie wróci.

W tej sytuacji i my, mając tylko jednego syna (przenosząc się z Europy do Afryki i z Afryki do Ameryki trudno było mieć więcej dzieci!), też nie wyniesiemy się chyba całkiem z Kanady. Ponieważ połowę życia spędziliśmy na Kępie, a połowę w Toronto, zdecydujemy się może żyć trochę tu i trochę tam, szczególnie, że na Kępie trzymamy wciąż małe mieszkanko. Będzie to jednak możliwe tak długo, jak długo dopisze nam zdrowie i będziemy jeszcze mogli podróżować. Potem trzeba będzie już podjąć ostateczną decyzję, ale do tego na razie się nam nie spieszy.

KONIEC

Witek Wilewski
2013.06.